Darjeeling to pierwsze miasto w Indiach, do którego dotarłam wraz z Natalią. Żeby tam dotrzeć wzięłyśmy 14 godzinny autobus ze stolicy Nepalu- Katmandu. Jak na Nepal autobus był mega komfortowy, ja całą noc przespałam mimo że była okropna burza :p Z granicy nepalsko- hinduskiej jechałyśmy jeep-em już do Darjeelling. Jest to miasto, a raczej miasteczko, położone wysoko w górach ( 2140 m n.p.m). Droga do niego była niesamowita, podczas jazdy czułam jak się przenoszę do czasów kolonizacji…Całe Darjeeling ma bardzo dużo pozostałości brytyjskich, styl w jakim są urządzone szkoły, budynki oddaje mega ten klimat. Trzeba przyznać, że będąc już w Indiach, tak na prawdę, nie czułam się jak bym była w tym kraju. Po uliczkach Darjeeling chodziło bardzo dużo Tybetańczyków ubranych w swoje tradycyjne stroje, do tego było też dużo Nepalczyków, którzy tam przyjechali w poszukiwaniu pracy. Co więcej, bardzo dużo studentów z Nepalu właśnie idzie na studia na hinduskie uniwersytety do takich miast jak Darjeeling, New Delhi czy Bangalore.
Będąc w Darjeeling, jedną z najbardziej emocjonalnych ‚rzeczy’ jakie odkrywałam było centrum/ oboz dla uchodzców oraz sierot z Tybetu. Wróćmy do historii… w 1959 roku XIV Dalailama uciekł z Lhasy ( stolicy Tybetu) do Indii z powodu konfliktu Tybetu z Chinami. Po tym wydarzeniu około 85000 Tybetańczyków uciekło za nim, ponieważ chcieli żyć jak normalni ludzie, w pokoju, bez przemocy i ciągłego strachu ze strony chińskiej. Ci Tybetańczycy którzy uciekli założyli centrum w Darjeeling, w którym uchodzcy z Tybetu mają za darmo jedzenie, spanie oraz opiekę medyczną. W zamian za to cały czas tam pracują robiąc rózne artystyczne pamiątki dla turystów, w ten sposób również zarabiają na utrzymanie tego obozu.